3/23/2015

Mojej motywacji nie ma w łóżku.



Ogólna bezczynność, poczucie beznadziei i cenny czas przemykający przez palce. Obijanie się przed telewizorem, przed komputerem, leżąc na kanapie brzuchem do góry... Niezadowolenie, rozlazłość i wszechogarniająca nuda?
Często czuję, jak ucieka mi przez palce coś ważnego. Zwłaszcza, kiedy siedzę w internecie oglądając słodkie kotki, czy wlepiając oczy w jakiś bezbrzeżnie durny, długi i niesamowicie zajmujący czas serial. Czasem mam tego dość, ale czuję się na tyle bezsilna, że nie potrafię nawet tego zmienić. Innym razem mam chwilowy przypływ energii, czuję, że mogę zrobić coś ze swoim życiem i wziąć sprawy w swoje ręce, ale to uczucie motywacji i ogromnego samozaparcia szybko mija.
Przecież chcę coś osiągnąć w swoim życiu, mam własne pasje, dążenia, pomysły na wolny czas! Tymczasem siedzę i wlepiam oczy w ekran, kiedy mogłabym pojeździć na rowerze, popisać, czy po prostu wyjść z psem na spacer. Czuję się tak okropnie rozlazła i na szczęście zdaję sobie z tego sprawę i chcę coś zmienić. Na chceniu zazwyczaj się kończy.
Potrzebuję silnego kopa w tyłek, ogromnej motywacji i niesamowitego uparcia, z resztą pewnie jak wiele osób.
Rozwijanie swoich pasji jest dla mnie nadzwyczaj ważne. Czuję się szczęśliwa pisząc, montując jakiś film, czy bazgrząc w zeszycie kolejną podobiznę smoka. Artystyczna ze mnie dusza i nawet przygrywanie na gitarze wydaje się dla mnie niesamowitą rozrywką. Potrzebuję jakichś atrakcji i ciągłego robienia czegoś, bo inaczej kompletnie się rozleniwiam i staję się osobą aspołeczną, leżącą wciąż na łóżku i myślącą „a co by było gdyby”.
Myślę, że robienie tego, czego się pragnie z pasją i zaparciem jest jedyną drogą do sukcesu. A bzdurne gadanie o wymaganym talencie do wykonywania czegoś artystycznego jest zdecydowanie wyssane z palca. Owszem, można mieć do czegoś „dryg”, ale jeśli kocha się to, co się robi to jest już połowa wygranej, drugą połową jest niesamowicie ciężka praca i długa droga, jaką trzeba pokonać, aby osiągnąć sukces. Mówienie, że nie ma się talentu do czegoś, co się kocha robić jest jawną bzdurą, wystarczy solidny trening!
Trzeba tylko znaleźć skądś motywację, a to wcale nie takie łatwe. Każdy ma coś swojego, co go napędza do pracy. W moim przypadku to muzyka, jakiś ciekawy obrazek, czy amatorsko zmontowany film. A najlepszą motywacją to jest ruszenie się i zaczęcie coś robić, ale im dłużej myślę o tym, że powinnam w końcu wstać i się zabrać do roboty, tym bardziej odwlekam to w czasie i tym mniej mi się chce.
I, jak zwykle, kończę oglądając słodkie kotki w internecie.
Chęć zrobienia czegoś może dotyczyć wszystkiego. Pracy nad ciałem, jakiegoś projektu do oddania w terminie, pisania czegoś na bloga... Potrzebna jest do tego systematyczność i ciężka praca, bo ot tak, za pstryknięciem palców nic się nie pojawi, niestety. Trzeba być wytrwałym i wiedzieć, czego się chce.
Dobrym sposobem jest wypisanie na kartce swoich celów, lub jeśli ma się jeden główny, do którego się dąży, to wypisanie wszystkich jego zalet.
Praca, praca, praca. Inaczej nic się nie osiągnie!


 

Potrzebuję się zmotywować, ostatnio miałam naprawdę ciężkie dni :)

3/10/2015

18 rzeczy...




Tydzień temu, to jest 03.03, miałam urodziny. Brzmi dramatycznie, ale to nic szczególnego, w końcu każdy ma je co roku. Został mi więc rok do teoretycznej dorosłości, chociaż mam świadomość, że nic to nie zmienia, no, może będą mnie mogli zamknąć w więzieniu. Ale dorosłość, nie dorosłość, wiek tego nie warunkuje i osiemnastka, jak dla mnie, nie będzie żadnym wielkim świętem.
Mimo wszystko, w dzień swojej siedemnastki stwierdziłam, że zrobię listę rzeczy, które koniecznie muszę wykonać przed 03.03.2016. Są to punkty, które mają mi sprawić radość, plan działania jedynie dla rozrywki i mam nadzieję je wszystkie spełnić.
I wpadłam na pomysł, że je tu ujawnię. Ot tak.

1.- Napisać trzy historie.
Ostatnio idzie mi z tym bardzo ciężko i nawet wyskrobanie najmniejszego opowiadania przechodzi wszystkie możliwości (włączając w to moją aktywność na blogu)



2.- Dobrze się bawić na dziesięciu koncertach.
Dziesięciu! Nie wiem, co miałam w głowie, pisząc ten podpunkt. Skąd wezmę te 10zł na pojedynczy wypad?! Chyba muszę poprawić kondycję, bo dziesięć razy pogować w jednym roku jak na razie przerasta moją aktywność fizyczną...

 ps. tak, to ja na zdjęciu


3.- Zrobić własną huśtawkę.
Tak, nawet mam miejsce. Potrzebuję sznura/łańcucha i jakąś deskę, z której nie będą mi się drzazgi w tyłek wbijać. No, potrzebuję też wejść na gałąź odchylającą się tuż nad wodą i z tym wolę poczekać do wakacji, znając moją tendencję wpadania do rzeki.


4.- Postawić irokeza.
Stawiałam parę razy, ale nigdy nie sobie i chociaż tutaj nie sprecyzowałam, to miałam na myśli moją szopę na głowie. Nie mam pojęcia, jakim cudem mam zamiar to wykonać.

 (to mój pancur <3)

5.- Z oszczędności kupić nowy komputer.
Jakich oszczędności! Wszystko ucieka na słodycze i koncerty...


6.- Przestać odkładać wszystko na później.
Dobry pomysł, to samo tyczy się pisania na blogu!


7.- Nakręcić i zmontować film.
Czekam na moją upragnioną kamerę... ale droga poczta stwierdziła, że opóźni przesyłkę, bo jej to się nigdzie nie śpieszy!


8.- Spędzić noc pod namiotem.
Znów niesprecyzowane, ale nie chodzi mi o rozstawienie namiotu w ogródku. Co prawda, już raz tak zrobiłam, ale to było dawno i nieprawda i chcę jeszcze raz!


9.- Wykąpać się w jeziorze.
Taak... tylko potrzebuję do tego jeziora, a w okolicy znajduje się tylko Widawa, tj rzeka.


10.- Zarobić pieniądze.
Niby nic, niby nieważne, niby nie potrzebne do szczęścia, ale codziennie potrzebne do przeżycia.


11.- Napisać coś fajnego na murze.
Odezwała się we mnie natura wandala?


12.- Napisać własną piosenkę.
Ogółem pisanie przysparza mi kłopotów ostatnio...


13.- Pofarbować włosy na nienaturalny kolor.
Od wakacji bez przerwy ciapię się na ten rudy i rudy. Chyba w końcu zmienię płytę i zrobię sobie czerwone, ot co!


14.- Narysować smoka na płótnie.
Potrzebuję płótna, ale ostatnio nie widziałam, żeby chodziło samowolnie po ulicy. To się wiąże z 10 punktem.


15.- Zaśpiewać do mikrofonu na koncercie.
Robiłam to już parę razy i zdecydowanie podczas tych dziesięciu koncertach przytrafi się taka szansa.


16.- Być niesiona przez tłum na plecach.
BŁAGAM!


17.- Zrobić całodniowego tripa rowerowego.
Wstać o 7 i wyjechać gdzieś daleko. Do plecaka wziąć jakieś kanapki i wrócić dopiero, kiedy się ściemni.


18.- Zjechać z górki na sankach!
Potrzebuję górki! I sanek! I śniegu! Chociaż nie lubię zimy...

Czas start, mam nadzieję, że gdzieś we mnie odnajdzie się tyle samozaparcia, żeby wszystko spełnić. Z natury jestem okropnym leniem, a jak już zaczynam coś robić, to albo nie kończę, albo popsuję... W każdym razie mając konkretnie ustalone cele sądzę, że mi się uda, zwłaszcza, że będzie to dla mnie zabawa.